Lofoty - Stopem po idealny kadr

Lofoty to norweski archipelag, połączony obecnie mostami i tunelami, położony za północnym kołem podbiegunowym. Niestety, jest to również jedno z najdroższych miejsc na świecie pod względem dziennych wydatków. Chcieliśmy chłonąć przyrodę i czerpać z podróży pełnymi garściami, nie nadwyrężając przy tym zbytnio budżetu. Dlatego wybór padł na autostop jako główny środek transportu.
Ta decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę, ponieważ jest to oszczędna, a zarazem szybka forma przemieszczania się. Co więcej, łapanie „stopa” na Lofotach jest niezwykle proste. Zatrzymują się wszyscy – zarówno miejscowi, jak i turyści.
Decyzja o podróżowaniu autostopem i spaniu pod namiotem wiązała się z koniecznością noszenia całego naszego dobytku na 14 dni na plecach. A ponieważ uwielbiam fotografować i ten wyjazd był poniekąd małą fotoekspedycją, do standardowego ekwipunku turystycznego doszło dodatkowe obciążenie – sprzęt fotograficzny.

Zabranie całego mojego sprzętu nie wchodziło w grę ze względu na jego łączną wagę. W podróż zabrałam jedynie aparat Nikon D7000 z obiektywem Sigma 18-35 1.8 ART, 2 karty SD 32 GB, 2 baterie EN-EL 15, filtr ND1000, ładowarkę, statyw Velbon CX 460 mini i torbę. Mimo to waga samego sprzętu fotograficznego wynosiła około 3 kg, co przy próbie zminimalizowania ciężaru plecaka nie jest wcale małą wartością. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że staram się nie przekraczać 15 kg całkowitej wagi bagażu.
Na szczęście po kilku podobnych wyjazdach odkryłam, że wiele rzeczy może zostać w domu, zwalniając w plecaku miejsce na sprzęt fotograficzny. Biorę naprawdę tylko to, co niezbędne, i daję pierwszeństwo wysokiej jakości wyposażeniu, najlepiej takiemu o niskiej wadze i dobrej pakowności. (uwaga autorki: Nie trzeba zabierać ze sobą czystej bielizny i skarpetek na każdy dzień, a trzy koszulki w zupełności wystarczą. Przecież prać można w każdym jeziorku).

Ponieważ zabrałam tylko obiektyw o dość szerokiej ogniskowej, skupiłam się głównie na fotografii krajobrazowej, która na Lofotach jest zjawiskowa – fiordy, jeziora, plaże… Po raz pierwszy w podróży miałam ze sobą także statyw. Sprawdził się on zwłaszcza podczas robienia zdjęć na długich czasach naświetlania, np. w celu uzyskania efektu rozmycia wody, oraz wszędzie tam, gdzie nie byłabym w stanie utrzymać aparatu w rękach.
Kolejną nowością w moim podróżniczym ekwipunku był filtr ND, który kupiłam tuż przed wyjazdem. Było to ciekawe urozmaicenie. Mój filtr ma oznaczenie ND1000, co oznacza, że jest najciemniejszy w ofercie. Jest dosłownie czarny jak smoła, a po nałożeniu go na obiektyw w wizjerze widać tylko ciemność. Dzięki niemu mogłam jednak nawet w pełnym słońcu używać bardzo długich czasów naświetlania. Naprawdę mnie to wciągnęło i już wiem, że muszę uzupełnić swoją kolekcję filtrów ND o kolejne modele.

Lofoty są niezwykle wdzięcznym tematem do fotografowania. Wystarczy wejść na dowolny szczyt, by natychmiast zachwycić się zapierającymi dech w piersiach krajobrazami wszechobecnych, postrzępionych fiordów. Wiernymi obiektami do zdjęć są również wioski rybackie. Nie mogę też zapomnieć o zjawiskowych, północnych zachodach i wschodach słońca.
Do pogody mieliśmy naprawdę szczęście, choć jak na polskie warunki bywa ona niestety dość deszczowa. Nam przez większość czasu świeciło słońce, jednak nie uniknęliśmy też deszczowych dni.

Jeśli chcecie wyruszyć na fotograficzną przygodę i nie przeszkadza Wam deszcz, z czystym sumieniem możemy polecić Lofoty. Sama chętnie bym tam wróciła, aby doświadczyć zimowej sesji fotograficznej. Dzięki Prądowi Zatokowemu zima jest tam łagodna, więc sprzęt fotograficzny zbytnio nie ucierpi, a z drugiej strony fotografowane krajobrazy wzbogacone są o śnieg i zorzę polarną. A to jest tego warte.
Autor: Trauškeová Pavlína
Źródła: zonerama.com



































