Podróż przez Stambuł z podróżnikiem Vojtą Kaderą

Stambuł to miasto kontrastów, gdzie Wschód spotyka się z Zachodem na każdym kroku.
Spis treści |
Trudy autostopowicza
Był chłodny jesienny wieczór. Tego dnia przejechałem autostopem już pięćset kilometrów i teraz patrzyłem na świetlistą łunę nad Stambułem z bardzo niekorzystnego miejsca. Ostatni kierowca wysadził mnie tam, gdzie zjeżdżał z autostrady, a gdzie jest zjazd, tam logicznie rzecz biorąc, musi być i wjazd, pomyślałem. Ale wyjątek potwierdza regułę, i to był dokładnie ten przypadek. Zaczynało padać i zrobiło się ciemno. Pojazdy mknęły obok z dużą prędkością, a ja liczyłem na cud. Wtem zatrzymała się ciężarówka. Dziwne było to, że zatrzymała się przede mną, chociaż byłem słabo widoczny. Najprawdopodobniej więc nie zatrzymała się z mojego powodu, ale żeby spojrzeć na mapę czy coś w tym stylu. W tej chwili jednak przez ten kolos nie było mnie widać w ogóle, więc mogłem albo pójść dalej i łapać stopa tam, albo z nim pogadać.
Z bezczelnością desperata wszedłem do kabiny i powiedziałem: „Salam alejkum”, na co on odpowiedział długim tureckim monologiem. Był to starszy, postawny pan w brudnej koszulce i dresach. Wyglądał, jakby był w drodze od dawna, tak jak ja, a jednak zupełnie inaczej. Gadał i gadał. Z jego natarczywości zrozumiałem, że czegoś ode mnie chce. Naiwnie myślałem, że pieniędzy. Ale on nagle zaczął sięgać do krocza i stało się dla mnie jasne, że z tym typem do Stambułu nie dojadę. „SIK TIR GIT!” – użyłem mojego nowego ulubionego zwrotu, którego nauczyli mnie tureccy nastolatkowie kilka dni wcześniej, i wyskoczyłem z powrotem w nieprzyjazną czasoprzestrzeń, która w porównaniu z lubieżnym kierowcą nagle nie wydawała się taka zła.
Vespą na autobus
Uparcie maszerowałem naprzód, jakbym zamierzał dojść do stolicy pieszo, gdy nagle zatrzymała się przede mną Vespa. Młody motocyklista w kiczowato czerwonym kasku gestami pokazał, żebym wsiadł, a ja nie wahałem się ani chwili. Mały jednocylindrowiec zawarczał, a my pomknęliśmy przed siebie z taką elegancją, że krople deszczu nas omijały, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo w tamtej chwili zniknęły niewygody i zmęczenie. Z nosa ciekło mi jak z rynny, a na twarzy zastygł mi uśmiech wytrwałego poszukiwacza przygód, którego nic nie jest w stanie złamać. Lawirowaliśmy w gęstym ruchu, a ja czułem się jak Han Solo w centrum galaktyki.
Motocyklista zatrzymał się gdzieś na przedmieściach, przy przystanku autobusowym. Gdy tylko zsiadłem z jego piekielnej maszyny, machnął ręką, a na jego znak zatrzymał się przed nami lśniący minibus z tak niskim profilem opon, jakby właśnie przyjechał z planu teledysku hiphopowego. Motocyklista coś powiedział kierowcy, potem pomachał mi na pożegnanie, a ja wsiadłem.
Wnętrze oświetlały niebieskie świetlówki, a we wszystkich oknach falowały różne zasłonki i pompony. Z lusterka wstecznego zwisały ogromne pluszowe kostki, a na desce rozdzielczej stał mały pluszowy piesek, który szaleńczo kiwał głową, bo kierowca brał każdy zakręt na ostro, więc nawet siedzący pasażerowie musieli trzymać się obiema rękami. Wsiadało się tylnymi drzwiami, a wszyscy oprócz mnie musieli płacić. Pieniądze podawano z rąk do rąk, a informacja o celu podróży przekazywana była głuchym telefonem.
Zagubiony młodzieniec
Na końcowym przystanku kierowca krzyknął w tłum pasażerów coś w stylu: „HEJ! KTO JEDZIE METREM? ZADBACIE O TEGO ZAGUBIONEGO MŁODZIEŃCA”, i od razu zaopiekował się mną facet w krawacie o imieniu Mohamed, który jako jedyny z obecnych mówił trochę po angielsku. Mój wygląd przywołał mu wspomnienia z jego podróży do Europy, które odbywał w koszulce Fenerbachçe, i od razu przypomniał sobie mecz Ligi Europy między Fenerbachçe Stambuł a Viktorią Pilzno. Ja powiedziałem mu tylko, że jadę na lotnisko, a on kontynuował swoją opowieść, ucząc mnie przy tym klubowych przyśpiewek.
Podróżnik Vojtěch Kadera: Jak to wszystko się zaczęłoVojtěch Kadera swoją przygodę z podróżowaniem zaczął już w szkole podstawowej, jeżdżąc autostopem ze szkoły do domu, i w ten sam sposób poznaje dziś obce kraje. |
Nocleg na lotnisku
Jak dotarłem na lotnisko, pamiętam jak przez mgłę, bo byłem już kompletnie wyczerpany, a mój mózg przełączył się na autopilota. Z całkowitą naturalnością ułożyłem się na ławkach i nie był w stanie mnie obudzić nawet irytujący komunikat o najlepszej kawie ze Starbucksa i zakazie palenia.
Obudziłem się cały obolały i pognieciony. Zmrużonymi oczami spojrzałem na ogromną tablicę odlotów. Berlin, Lipsk, Praga... i pomyślałem, jak wspaniale byłoby mieć pieniądze na jeden z tych lotów, ale ich nie miałem, a na lotnisku spałem tylko dlatego, że było to przyjemniejsze niż ulica w Stambule.
Na południowym wybrzeżu Turcji (skąd wyruszyłem) było piękne trzydzieści stopni, a teraz stałem przy drodze w ponurej, europejskiej części Turcji i ogarnęła mnie tęsknota. Przez całe przedpołudnie łapałem krótkie podwózki, aż w końcu zatrzymał się ktoś, kto jechał daleko. Tak daleko, że aż zasnąłem.
![]() |
O autorzeVojtěch Kadera Poszukiwacz przygód i nomada z krwi i kości. Wszystkie swoje podróże i życiowe perypetie opisuje w dekadenckich opowiadaniach, które charakteryzują się surowością i hedonizmem. W 2020 roku autor wydał swoją debiutancką książkę – Baťůžkář: příběh štamgasta. |
Nigdy nie wiesz, kogo spotkasz
Kiedy się ocknąłem, w ogóle nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie jestem. Pewne było tylko to, że leżę na tylnych siedzeniach, a z przodu siedzi dwóch czysto ubranych mężczyzn. Obaj mieli krótkie fryzury i mogli mieć około trzydziestki. Kierowca przedstawił się jako Denis, a drugi jako Hakan. Ja powiedziałem im, że jestem V-o-j-t-ě-ch, pilnując dykcji i artykulacji. Jeśli czegoś nauczyłem się w Turcji, to właśnie przedstawiania się z wyraźną wymową. Mimo to miejscowi nigdy nie potrafili wymówić mojego imienia i nie pozostawało mi nic innego, jak się z tym pogodzić albo zmienić imię na Mohamed.
Denis zapytał mnie, czy jestem głodny, i w tym momencie dopiero naprawdę się ocknąłem, bo z mojego doświadczenia po takim pytaniu zazwyczaj następowała uczta. Odpowiedziałem szczerze, że nie jadłem od dwóch dni, na co Hakan odwrócił się do mnie z błyskiem w oku.
„Myślę, że moglibyśmy trochę umilić ci dzień” – powiedział tak wytworną angielszczyzną, że w innych okolicznościach nie zgadłbym, skąd pochodzi. „Właśnie otworzyliśmy nową restaurację. Jesteś zaproszony!”
Przydatne linki
Autor: Vojtěch Kadera
Źródła: archiwum autora




Małe do 35 l
Średnie do 55 l
Duże powyżej 55 l
Karimaty piankowe
Maty samopompujące
Materace dmuchane
Poduszki turystyczne














