Wędrówka po Indiach – cz. 2: Święte miasto Rishikesh

Rishikesh, światowa stolica jogi, to miejsce, gdzie duchowość spotyka się z chaosem.
Spis treści |
Żegnaj, Delhi
Było około dziewiątej rano, a ja siedziałem w prehistorycznym autobusie, do którego przez okratowane okna lokalni biznesmeni wciskali pasażerom masala chai, domowe lody na patyku i orzeszki ziemne zawinięte w stare gazety. Na dwuosobowym siedzeniu zwykle mieściło się trzech, a nawet czterech pasażerów. Na szczęście ja miałem tylko jednego towarzysza, chłopaka, który przedstawił się jako Alibaba i od razu wyznał, że podróżuje na północ w poszukiwaniu wiedzy.
Opuszczenie Nowego Delhi okazało się misją na całe przedpołudnie i gorzko żałowałem, że nie kupiłem więcej orzeszków. Przez szpary w kratach obserwowałem, jak ceglane domy zmieniają się w szałasy, podczas gdy na moim ramieniu zadowolony Alibaba spał w najlepsze, przeraźliwie chrapiąc.
Wędrówka po Indiach – część 1Już kilka pierwszych godzin spędzonych na indyjskiej ziemi przekonało podróżnika Vojtę Kaderę, że Indie to miejsce niezwykle intensywne. |
Przydrożna garkuchnia
Pierwszy przystanek na jedzenie wypadł po męczących pięciu godzinach jazdy. Po raz pierwszy podczas całego pobytu w Indiach miałem zaszczyt zobaczyć otwartą przestrzeń, jednak ze zrozumiałych powodów interesowała mnie tylko przydrożna garkuchnia.
Pośród brudu i biedy stało kilka prowizorycznych konstrukcji, w których na otwartym ogniu przygotowywano najróżniejsze potrawy. Ja w tamtym czasie znałem tylko dhal i sabdżi, co zwykle oznaczało rozgotowane warzywa, z tą różnicą, że do dhalu dodawano jeszcze rośliny strączkowe. Tym razem jednak moją największą uwagę przykuł ogromny ekspres do kawy, więc natychmiast ją zamówiłem. Okazało się, że to tylko atrapa, zza której sprzedawca wyjął mały kubek i wlał do niego jasnobrązową, przesłodzoną lurę. I tak w Indiach było ze wszystkim.
Telezakupy w autobusie
Kolejne pół godziny podróży urozmaicił nam nowo przybyły pasażer, istny gwiazdor z telezakupów, który z pewnością siebie stanął na czele autobusu i rozpoczął głośną prezentację jakichś magicznych olejków. Mówił w hindi, więc nie rozumiałem ani słowa, ale pozostali pasażerowie byli wyraźnie podekscytowani. Gdyby ktoś spróbował czegoś takiego w autobusie u nas, najprawdopodobniej dostałby w zęby, ale Hindusi to uwielbiali. Gdy tylko skończył, zaczęli masowo kupować jego produkty, mimo że wielu z nich ledwo miało na jedzenie. Reszta podróży upłynęła w spokojnym nastroju, a ja zacząłem przysypiać.
![]() |
O autorzeVojtěch Kadera Poszukiwacz przygód i nomada z krwi i kości. Wszystkie swoje podróże i życiowe perypetie opisuje w dekadenckich opowiadaniach, które charakteryzują się surowością i hedonizmem. W 2020 roku autor wydał swoją debiutancką książkę – Baťůžkář: příběh štamgasta. |
W świętym mieście
Niedaleko źródeł świętej rzeki Ganges rozciąga się starożytne miasto Rishikesh. To jeden z głównych punktów na liście każdego miłośnika jogi czy zwolennika guru Osho. Malownicze miejsce, pełne ruchomych straganów z plackami wszelkiego rodzaju i setką odmian dhalu. W szalonym gąszczu chaotycznego ruchu ulicznego, składającego się z pojazdów, jakich biały człowiek z dalekiej Europy nie byłby w stanie sobie wyobrazić, przechadzały się apatyczne krowy, cielęta i byki, których z równowagi nie mogły wytrącić nawet klaksony rikszarzy.
Wysiadłem z pojazdu gdzieś w centrum i od razu skierowałem się do pierwszego hostelu, który stał nieopodal. Był to klasyczny, odrapany i brudny budynek, jakich wokół było pełno. Wszedłem do surowego pomieszczenia, gdzie na wiklinowym krześle rozsiadał się karzeł pełniący funkcję recepcjonisty i od razu zaczął oferować mi różne pokoje. Wybór był prosty, ponieważ wszystkie wyglądały identycznie: ponury pokój, małe okratowane okno, skrzypiące łóżko piętrowe i szafa.
Wypożyczalnia motocykli
Rishikesh to jedno ze świętych miast, co oznacza, że nie można w nim dostać mięsa, jajek ani alkoholu. Już drugiego dnia postanowiłem zweryfikować tę tezę. Według mojej mapy najbliższy oficjalny sklep z alkoholem znajdował się około czterdziestu mil stąd. Można było tam dotrzeć pieszo, tuk-tukiem albo wypożyczonym pojazdem.
Wszystkie strony internetowe twierdziły, że motocykle wypożycza się na co najmniej tydzień i za bajońskie sumy. Istniały jednak również wypożyczalnie, które nie miały stron internetowych, a już na pewno nie posiadały motocykli zdolnych przetrwać tygodniową eksploatację. Drugiego dnia namierzyłem jedno takie stoisko i wszystko poszło jak po maśle. Flota składała się z dokładnie trzech pojazdów: dwóch motorowerów i jednego klasycznego Royala Enfielda 350 w opłakanym stanie. Razem z właścicielem firmy próbowaliśmy odpalić tę piekielną maszynę i wyglądało na to, że da radę dojechać do sklepu z alkoholem i z powrotem. Za jeden dzień w siodle brytyjskiego motocykla zapłaciłem z góry w przeliczeniu około sześćdziesięciu złotych. Przygoda mogła się zacząć.
W bocznej, wąskiej uliczce rozległ się warkot jednocylindrowego silnika, a ja dumnie dodawałem gazu. Wrrrrrruuuum. Wrrrrrrrruuuuuummmmmm. Wrzuciłem jedynkę i pomknąłem przed siebie. Już na pierwszym zakręcie prawie staranowałem sprzedawcę betelu, więc od razu wzmogłem czujność i zrozumiałem, dlaczego wszyscy pozostali motocykliści jeżdżą wyłącznie motorowerami i skuterami. Dotoczenie się tak ciężką maszyną pod nasz hostel okazało się sporym wyzwaniem, mimo że znajdował się on zaledwie trzy ulice dalej.
Po przygodę!
Mój towarzysz podróży czekał już na mnie przed drzwiami wejściowymi, a ja pozowałem na Terminatora. Było mi tak zimno, że szczękałem zębami, ale miałem nowe okulary przeciwsłoneczne, a to było najważniejsze dla efektu.
Wydostanie się z chaosu zatłoczonych dróg było jednym z najtrudniejszych testów w moim życiu, ale trzeba przyznać, że nagroda była tego warta. Już pierwsza wiejska droga zaoferowała nam epickie widoki na rozległe okoliczne lasy, a w oddali, w porannej mgle, rysowały się kontury monumentalnych wzgórz i gór.
Tak jak w naszym kraju przez drogę często przebiega sarna lub zając, tak w północnych Indiach drogę przemierzały całe stada małp. Były absolutnie wszędzie i urozmaicały naszą i tak już pełną przygód wyprawę.
Misja wykonana
Zgodnie z mapą dotarliśmy na miejsce, gdzie miał znajdować się oficjalny sklep z alkoholem. Na miejscu było jednak tylko piaszczyste pobocze i jedna blaszana buda. Zgasiłem silnik i poszedłem zapytać do środka. Panowała dziwna cisza, a miejsce wyglądało jak na Dzikim Zachodzie. Blaszana buda miała z przodu duże, okratowane okno z małą ladą, a w środku stał nieśmiało wyglądający, śniady mężczyzna. Zapytałem go po angielsku, czy sprzedaje alkohol, a on kiwnął głową. Poprosiłem, żeby coś polecił, na co odparł, że nigdy w życiu nie pił alkoholu. To mnie trochę zaskoczyło, więc po prostu zamówiłem dwie butelki rumu. Podał mi dwie butelki whisky i policzył za nie mniej więcej tyle samo, co u nas, co jak na lokalne warunki było sporą kwotą. Zdecydowanie nie wyglądało to na miejsce, w którym można się targować, więc wziąłem, co było. Mieliśmy ze sobą tylko mały plecak, więc musieliśmy wyrzucić butelkę z wodą, ale nie wydawało nam się to kluczowe – w końcu wodę, w przeciwieństwie do alkoholu, można było dostać wszędzie.
![]() |
Dumni partnerzy podróżnika Vojtěcha KaderyW ramach projektu WSPIERAMY WASZE MARZENIA pomagamy sportowcom, poszukiwaczom przygód i pasjonatom realizować ich marzenia. Wspieramy również wydarzenia kulturalne, sportowe, turystyczne i podróżnicze, a także inicjatywy społeczne grup i osób indywidualnych. |
Jedziemy dalej
Nie było jeszcze nawet południa, więc było jasne, że jedziemy dalej. Zdecydowaliśmy się na drogę przez góry, a przez całe popołudnie roztaczały się przed nami takie widoki, że ledwo mieliśmy czas patrzeć na drogę. Każdą sekundę chłonęliśmy tak, jakby miała być ostatnią.
Pod wieczór dotarliśmy na grzbiety gór i przy zachodzącym słońcu mieliśmy zaszczyt obserwować Indie z lotu ptaka. Każda chwila wryła się głęboko w naszą pamięć. Tłem było tylko niekończące się bulgotanie silnika, a my rozpływaliśmy się w błogim upojeniu wolności. Wszystkie troski ostatecznie zniknęły za nami. Myślę, że kiedy Budda mówił o medytacji, tak naprawdę miał na myśli jazdę na motocyklu.
| |
Jak to wszystko się zaczęłoSwoją przygodę z podróżowaniem Vojtěch Kadera zaczął już w szkole podstawowej, jeżdżąc autostopem ze szkoły do domu. Dziś w ten sam sposób odkrywa świat. |
Wideo - Hippies in India - Royal Enfield Bullet 350
Ostry zakręt
Słońce zaszło, a iluzja beztroskiej jazdy zaczęła się rozwiewać. Jazda po krętych, szutrowych drogach w ciemności stawała się coraz trudniejsza i bardziej niebezpieczna.
Do celu pozostało około sześćdziesięciu mil. Zaczęło robić się potwornie zimno. Po całym dniu dawały o sobie znać odciski i odgniecenia, a moja koncentracja nie była w najlepszym stanie. Długo lawirowaliśmy po serpentynach w dół, a na każdym kolejnym zakręcie było coraz więcej żwiru. W pewnym momencie nadszedł tak ostry zakręt, że musiałem jednak nacisnąć na hamulec, a wtedy motocykl wymknął mi się spod kontroli. Na zdartych oponach zmierzaliśmy prosto w stronę pobocza i gdybym go nie położył, byłby to koniec.
Huk. Bicie serca. Ciemność i cisza.
– Wszystko w porządku, stary?
– Tak, kurczę. A u ciebie?
– Też dobrze. Jestem tylko trochę poobijany.
– To podnosimy go.
Silnik zaskoczył, a światło znów się zapaliło. Nowe rysy na wyblakłym lakierze zniknęły pośród starych. Chciałem kontynuować, ale nie miałem już na to nerwów. Na szczęście mój przyjaciel przejął stery.
Ostatnie mile były dla mnie taką agonią, że nie da się tego opisać słowami.
Mamy to za sobą
Nagle silnik zgasł. Zatrzymaliśmy się na oświetlonej ulicy, tuż naprzeciwko wypożyczalni motocykli. Była wpół do ósmej. Oddaliśmy kluczyki i było po wszystkim. W milczeniu powlekliśmy się z powrotem do naszego hostelu.
Co zrobić z rozpoczętym wieczorem? Tym razem nie musieliśmy zadawać sobie tego pytania. Brudny materac na skrzypiącym łóżku piętrowym stał się nagle największym luksusem i niczego więcej nie było nam trzeba.
![]() |
Wędrówka po Indiach – cz. 3Podróż przez Indie, pełna przygód i niezapomnianych wrażeń, trwa w najlepsze. Po kolejną dawkę emocji, w tym świętą kąpiel, zabiera nas – a jakże – tuktukiem. |
Przydatne linki
Autor: Vojtěch Kadera
Źródła: archiwum autora
Plecaki turystyczne
Plecaki trekkingowe
Bagaż podręczny
Jak wybrać plecak?
Dania główne
Zupy
Śniadania, desery
Mięso suszone

Sztućce
Kubki i szklanki
Pojemniki
Miski i talerze
Koszulki
Topy
Koszule
Koszulki funkcyjne

Powerbanki
Baterie
Słuchawki
Kamery
Koszulki
Koszule
Koszulki funkcyjne
Longsleeve

Troki i gumy
Bukłaki
Zabezpieczenia bagażu
Pokrowce na plecak




























